środa, 2 grudnia 2015

Derealizacja i Depersonalizacja-DD

Moje życie mnie zadziwia!

Wiesz jak to jest czuć się jak niezintegrowany element w tym świecie? Nie? Ja już tak.
Wszystko się zaczęło w niedzielę, gdy po wielu stresujących sytuacjach i zawirowaniach w życiu przyjechałam do przyjaciółki, by przez jakiś czas pomieszkiwać u niej. Tego dnia byłam bardzo nabuzowana, roztargniona, roznosiła mnie energia.
Oczywiście było co zapalić. Dowiedziałam się uprzednio, że jest to towar od osoby, od której  obiecałam sobie nie palić. Niestety, uległam pokusie.
Niedużo, bo 2 bongo przelały szalę mojej wytrzymalości psychicznej.
Stres, napięcie, niechęć do tego palenia, adrenalina i poczucie niestabilności wepchnęły mnie w głęboką derealizację. Od razu położyłam się i odcięłam od wszystkich bodźców. Miewałam już takie stany, nie bałam się, miałam nadzieję, że to szybko minie.
Na następny dzień jednak nie było lepiej. Zupełnie już na trzeźwo zaczęłam doznawać ataków derealizacji. Wtedy wydaje się, jakbym była w jakiejś grze, jakby wszyscy wokół byli tylko statystami, kartonowymi figurami. Niezwykłe.
W poniedziałek bałam się tego stanu. Nie umiałam skupić uwagi, a gdy już to robiłam, obiekt obserwowany był jedynym, który oddziaływał na moje zmysły. Wszystko po za tym nie docierało do mnie. Zaczęłam czytać. Okazało się, że jest to naturalny mechanizm defensywny mózgu w odpowiedzi na wysoką dawkę stresu. W tym przypadku-po MJ, która jedynie była katalizatorem moich podświadomych lęków. Powoli zaczęłam się oswajać z tym stanem no i oczywiscie, tak jak mi radzono- nie przejmować się, działać, pracować, czytać, jak gdyby nigdy nic.
We wtorek w ciągu dnia dość dobrze sobie radziłam. Izolacja nie była tak dokuczliwa. Jednak na treningu faza przyszła bardzo silnie i niespodziewanie. Nie potrafiłam skupić się na tym, co pokazywala trenerka, jednak dzięki temu, że mogłam skierować uwagę tylko na jeden element na raz, doskonale wyczuwałam kroki i potrafiłam wykonać je z precyzją. Dodatkowe poczucie snu na jawie sprawiło, że ciało jakby "rozpłynęło się", sprawiając, że moje ruchy były miękkie i płynne.
W środę-dziś- stan derealizacji towarzyszył mi już od samego poranka, jednak nie był już tak intensywny. Zaczęłam czerpać przyjemność z niego, cieszyć się nim, na nowo poznawać świat. Jednym z plusów derealizacji jest to, że, gdy wzrok, będący dominującym zmysłem szwankuje, słuch wyostrza się, dając rzeczywistości zupełnie inny wymiar. Boże! Jeszcze nigdy muzyka nie była tak przyjemna w odbiorze i tak wyraźna, tak...perfekcyjnie zintegrowana...
Stany derealizacji pojawiały się głównie w pomieszczeniach przyciemnionych, na dworzu zazwyczaj ustępowały. Muszę powiedzieć, że dzięki temu niepoprawnemu optymizmowi, zaburzenie wycofuje się w zawrotnym tempie. Siedząc w tym momencie na łóżku, w półmroku, mam zupełnie normalnie odbieram świat. Niektórym wyjście z tego zajmuje pół roku, bo walczą ze swoim umysłem. To błąd. Należy go obserwować i współpracować z nim. Jeśli włącza któryś ze swoich zachowań, których nie jesteśmy w stanie kontrolować, to znaczy, że jest to nam potrzebne. Należy się cieszyć stanem, który mamy, ponieważ jest on unikalny w każdym swoim calu oraz daje nowe doświadczenie. Lęk tylko nakręca negatywne reakcje umysłu powodując, że chce on się jeszcze silniej odizolować. Człowiek został stworzony do odczuwania przyjemności. Dlaczego szukaj jej we wszystkim, co Cię spotyka, nawet w tak niezwykłym zjawisku, jakim jest  DD.