środa, 2 grudnia 2015

Derealizacja i Depersonalizacja-DD

Moje życie mnie zadziwia!

Wiesz jak to jest czuć się jak niezintegrowany element w tym świecie? Nie? Ja już tak.
Wszystko się zaczęło w niedzielę, gdy po wielu stresujących sytuacjach i zawirowaniach w życiu przyjechałam do przyjaciółki, by przez jakiś czas pomieszkiwać u niej. Tego dnia byłam bardzo nabuzowana, roztargniona, roznosiła mnie energia.
Oczywiście było co zapalić. Dowiedziałam się uprzednio, że jest to towar od osoby, od której  obiecałam sobie nie palić. Niestety, uległam pokusie.
Niedużo, bo 2 bongo przelały szalę mojej wytrzymalości psychicznej.
Stres, napięcie, niechęć do tego palenia, adrenalina i poczucie niestabilności wepchnęły mnie w głęboką derealizację. Od razu położyłam się i odcięłam od wszystkich bodźców. Miewałam już takie stany, nie bałam się, miałam nadzieję, że to szybko minie.
Na następny dzień jednak nie było lepiej. Zupełnie już na trzeźwo zaczęłam doznawać ataków derealizacji. Wtedy wydaje się, jakbym była w jakiejś grze, jakby wszyscy wokół byli tylko statystami, kartonowymi figurami. Niezwykłe.
W poniedziałek bałam się tego stanu. Nie umiałam skupić uwagi, a gdy już to robiłam, obiekt obserwowany był jedynym, który oddziaływał na moje zmysły. Wszystko po za tym nie docierało do mnie. Zaczęłam czytać. Okazało się, że jest to naturalny mechanizm defensywny mózgu w odpowiedzi na wysoką dawkę stresu. W tym przypadku-po MJ, która jedynie była katalizatorem moich podświadomych lęków. Powoli zaczęłam się oswajać z tym stanem no i oczywiscie, tak jak mi radzono- nie przejmować się, działać, pracować, czytać, jak gdyby nigdy nic.
We wtorek w ciągu dnia dość dobrze sobie radziłam. Izolacja nie była tak dokuczliwa. Jednak na treningu faza przyszła bardzo silnie i niespodziewanie. Nie potrafiłam skupić się na tym, co pokazywala trenerka, jednak dzięki temu, że mogłam skierować uwagę tylko na jeden element na raz, doskonale wyczuwałam kroki i potrafiłam wykonać je z precyzją. Dodatkowe poczucie snu na jawie sprawiło, że ciało jakby "rozpłynęło się", sprawiając, że moje ruchy były miękkie i płynne.
W środę-dziś- stan derealizacji towarzyszył mi już od samego poranka, jednak nie był już tak intensywny. Zaczęłam czerpać przyjemność z niego, cieszyć się nim, na nowo poznawać świat. Jednym z plusów derealizacji jest to, że, gdy wzrok, będący dominującym zmysłem szwankuje, słuch wyostrza się, dając rzeczywistości zupełnie inny wymiar. Boże! Jeszcze nigdy muzyka nie była tak przyjemna w odbiorze i tak wyraźna, tak...perfekcyjnie zintegrowana...
Stany derealizacji pojawiały się głównie w pomieszczeniach przyciemnionych, na dworzu zazwyczaj ustępowały. Muszę powiedzieć, że dzięki temu niepoprawnemu optymizmowi, zaburzenie wycofuje się w zawrotnym tempie. Siedząc w tym momencie na łóżku, w półmroku, mam zupełnie normalnie odbieram świat. Niektórym wyjście z tego zajmuje pół roku, bo walczą ze swoim umysłem. To błąd. Należy go obserwować i współpracować z nim. Jeśli włącza któryś ze swoich zachowań, których nie jesteśmy w stanie kontrolować, to znaczy, że jest to nam potrzebne. Należy się cieszyć stanem, który mamy, ponieważ jest on unikalny w każdym swoim calu oraz daje nowe doświadczenie. Lęk tylko nakręca negatywne reakcje umysłu powodując, że chce on się jeszcze silniej odizolować. Człowiek został stworzony do odczuwania przyjemności. Dlaczego szukaj jej we wszystkim, co Cię spotyka, nawet w tak niezwykłym zjawisku, jakim jest  DD.



środa, 18 listopada 2015

Leczenie energią

Być może wyda się to dość naciągane, nie dbam o to...ale...

Prowadząc hotel dla psów natykam się na wiele zwierząt z różnymi problemami. Dziś opowiem o tym, jak udało mi się zniwelować chroniczny ból kręgosłupa buldożka francuskiego imieniem "Bidon".

Bidon podczas pobytu u mnie bardzo dużo się bawił, co spowodowało nawrót bóli kręgosłupa. Biedak nie mógł się wygodnie ułożyć, ciągle się kręcił, wyginał plecy. Jednym słowem-bolało go. Zadzwoniłam do właścicieli z pytaniem, co zrobić. Odpowiedzieli"niestety nic nie możesz zrobić, musi dostać zastrzyk przeciwzapalny." Była godzina 23, nie mogłam pójść nawet po leki przeciwbólowe(nie mam takowych w domu, ponieważ nigdy mnie nic nie boli;)).
Położyliśmy się do łóżka, Bidon z trudem zaległ obok mnie i przymrużył oczy. Wtedy pomyślałam sobie, że w sumie czemu nie sprawdzić moich rzekomych umiejętności leczniczych.
Położyłam dłoń na jego grzbiecie, zamknęłam oczy i zaczęłam przesuwać palcami po kręgach. Ciekawe jest to, że znalazłam bolące kręgi po tym, że odczułam wibrację i zwiększoną ciepłotę w miejscu chorym. Weszłam w trans, by za pomocą obrazów przekazywałam psu wizję tego, że nic go nie boli w tym samym momencie wysyłając skoncentrowana energię przez dłoń. 
Następnie przeszłam do uśmierzania stanu zapalnego. Wyobrażałam sobie, że z mojej ręki wylewa się wprost na mięśnie strumień zimnej wody. Warto tu dodać, że rzeczywiście w pewnym momencie moja dłoń zrobiła się zimna.
Na koniec (ale to już bardziej dla siebie) zaczęłam mówić do psa, że jutro już wszystko będzie dobrze, że nic go nie będzie boleć, po czym zasnęłam.
Jaki był efekt? Bidon następnego dnia rano był zupełnie odmieniony. Nic go nie bolało. Ciekawe.
Nie wiem, czy to kwestia moich umiejętności, czy może tego, że poszedł spać. Jedno jest pewne, nic Bidona nie bolało... :)

wtorek, 10 listopada 2015

Freeganizm

Zacznę od wyjaśnienia pojęcia "Freeganizm".
"Freeganizm to antykonsumpcyjny styl życia, polegający na ograniczaniu udziału w konwencjonalnej ekonomii."- Tak ładnie ubrała to w słowa Wikipedia. Ja powiem bardziej brutalnie:
To po prostu jedzenie śmieci. Tak. Śmieci.
Jedzenia, które zostało wyrzucone przez markety... duużo dobrego jedzenia.
A do czego biję? No tak...zostałam freeganką
Z kilku powodów:
Idąc pierwszy raz na "zakupy" przyświecała mi idea antykonsumpcjonizmu, wizji, polegającej na odciążaniu Matki Ziemi oraz chęć zaoszczędzenia grosza. Cóż, nie spodziewałam się, że mój Lis równie mocno lubi ten styl życia jak i moja empatyczna strona Druidki. Szukanie pożywienia po śmietnikach jest bardzo pierwotne, wzmacnia instynkt zbieractwa, głęboko zakorzenione w człowieku, oraz Lisie polowanie. Jak wiadomo, lisy przystosowane do miejskich warunków chętnie myszkują po kontenerach. To samo i ja doświadczyłam. Muszę przyznać, że dawno nie miałam tak silnych shiftów.
I tutaj do "wysokich" argumentów, dochodzi ten zupełnie egoistyczny- shift...
Niestety, wczoraj wróciłam do domu z pustymi rękami, ponieważ ktoś zamknął biedronkowy  śmietnik, do którego był dostęp.  Ponad godzinę szukałam innego, lecz na marne.Musiałam przegłodować. Rano poszłam do sklepu, trzeba było coś zjeść...no i zjadłam prawie za darmo, bo wydałam 18 zł, a wracając na ziemi znalazłam 10 zł (To o czym myślimy, przytrafia się nam)

Dziś znów wyruszę na poszukiwania. Mam nadzieję, że będzie otwarty.
Spirit Fox - Vancouver, BC, Canada artist Mandy Tsung:

Magia przebaczania

3 tygodnie temu napisałam List Przebaczalny do osób, do których odczuwałam jakiś uraz. Następnie poszłam z moją przyjaciółką, również czarownicą na wzniesienie i rytualnie spaliłam go po przeczytaniu jej na głos. Można by się zastanowić, po co to zrobiłam... no cóż...muszę przyznać, że bezpośrednio po rytuale poczułam, jakby coś spadło z moich ramion. Miałam wrażenie, że te wszystkie dobre rzeczy, które czekały w kolejce, właśnie do mnie płyną.
Nie pomyliłam się. Od tego momentu w moim życiu tylko i wyłącznie powodzi się.
W pracy
W przyjaźni
W życiu osobistym
W tańcu
Wszędzie. Dostaję to, czego potrzebuję, nie napotykają mnie negatywne sytuacje, a jeśli już jakieś, to są to prozaiczne, lekkie górki, które z łatwością pokonuję.  Nie chowam do nikogo urazy, bo zrozumiałam ,że świat zewnętrzyny jest jedynie odbiciem nas samych. Pogodziłam się z tym, że jestem narzędziem w rękach losu, który albo hojnie obdarowuje innych moją sympatią albo boleśnie rani tym, że odchodzę, kończę znajomość. Wszystko, co robię, czynie wedle intuicji, wedle tego, jak ma być. Tylko w ten sposób, patrząc na wszystko z miłością, jesteśmy w stanie żyć szczęśliwie. Stając naprzeciw nurtu energii życia, tylko się niszczymy, przestaje się nam powodzić.
Trzeba wierzyć intuicji, ponieważ ona jest potężniejsza, niż nasza logika, która patrzy bardzo krótkowzrocznie. Jako terianka mówię to z pełną odpowiedzialnością.
Jeśli zapytałbyś się, czy zmieniłabym coś w swoim życiu to odpowiedź brzmi "nie". Mam wszystko, co mi potrzebne, a to, co będzie mi potrzebne w przyszłości już czeka na swoją kolej.
Moją misją jest tylko pielęgnowanie ogrodu, który już stworzyłam oraz wyrywanie chwastów, tak, by zrobić miejsce dla kolejnych ziaren. Nic więcej.
Nie muszę walczyć, po prostu mam otwarte ramiona i zapraszam wszystko, co dobre do siebie, nie selekcjonuję.
Niech fortuna sprzyja tym, co odkryli Sekret Życia!
 https://sites.google.com/site/numerosaleatoriaos/_/rsrc/1355534210239/novedades/ladiosafortuna/diosa-fortuna.jpg

środa, 14 października 2015

Taniec Duszy i wyobraźni

Chciałabym zaprezentować dwa zdjęcia, oba "dzieła"( nie wiem, czy to dobre określenie;)) zostały wykonane po odpowiedniej dawce THC, tak, by wyzwolić się z okowów ego, a nie się upalić.  Nie zażywam marichuany w celach rozrywkowych, jak to robi większość. Dla mnie jest to profanacja. Traktuję zioło z szacunkiem i czcią, dlatego może obdarza mnie Ona takimi darami.Oprócz możliwości wyzwolenia duszy, dzięki Ganji doznaję przebłysków przyszłości, rzeczywistości równoległych, odkrywam niezwykłe prawdy o rzeczywistości. Wyczuwam energie. Coraz silniej wychodzę z matrixa... w skrócie... poznaję tajemnicę Życia...to wszystko, co jest zakryte przez Mayę.

A to zdjęcie nazwałam  "Opuszczeniem "
 No więc... nazwałam ten obrazek "Tańcem duszy do "Another Love"  Takie właśnie kolory i kształty kreuje moja dusza











sobota, 29 sierpnia 2015

Marihuana, Tajemniczy Facet,Wewnętrzny Lis i nowa osobowość

Dobrze, a więc wyjaśnię najpierw ową pustkę na blogu.
Całe wakacje dużo pracowałam, by odłożyć pieniądze i ten cel zrealizowałam. We wrześniu przeprowadzam się do swojej własnej, cichej norki, gdzie nikt nie będzie mi nad głową latał :)
Mimo, że zaniedbałam swoją duchową stronę podczas tych wakacji, to mój Lis nigdy nie śpi i dawał o sobie znać od czasu do czasu. Myślę, że warto podkreślić tutaj jedną sytuację, która miała miejsce na grillu u znajomego.
Posiada on niezwykły domek na drzewie, bardzo wysoko, w koronie starego dębu. Zaszyłam się tam na całą noc z garścią tytoniu i gramem zioła.
Muszę powiedzieć, że mojemu Lisowi spodobało się to. Dawno nie miałam tak silnego shiftu.
Po spaleniu 3 fajek położyłam się na ziemi, zamknęłam oczy. Wsłuchałam się w szum wiatru i skrzypienie desek. Zaczęłam myśleć o tym, że jestem nad ziemią, z dala od ludzi, wśród drzew, bez prądu, wody, zupełnie dziko...i się zaczęło.
Wygięło mnie w łuk, a całe ciało pokryła lisia powłoka fantomowa. Od stóp do głów miałam realne poczucie lisiej anatomii. Wydawało mi się, że pokrywa mnie srebrno-kremowa sierść. Tak silny shift napawa mnie niezwykłą przyjemnością. Rozkoszuję się tym stanem, upajam się nim... jest jak narkotyk. Każdy terianin wie, o czym mówię...
Ja wiem, że być może brzmi to szaleńczo, ale nic to, nie dbam o opinię. Najważniejsze jest dla mnie to, by udokumentować owe zdarzenie.

Przejdę teraz do "Tajemniczego Faceta"
Otóż pewnego wieczora wybrałam się ze znajomymi do klubu, lecz przedtem zaszliśmy jeszcze do baru, by mogli się czegoś napić.
Ja, gdy palę(tak, paliłam zioło), nie piję, dlatego usiadłam sobie sama przed barem.
W pewnym momencie podszedł do mnie jakiś mężczyzna i zaczął rozmowę. Widziałam, że był nietrzeźwy i po jakichś narkotykach, nie zraziło mnie to, jednak poraziło mnie co innego. Ten człowiek miał niebywałą wrażliwość energetyczną... Odbierał wszystkie moje niuanse, a ja czułam jak pobiera moją energię. Wiedział o mnie rzeczy, których zwykły człowiek nie ma prawa wiedzieć, bo są to sprawy związane z głębokimi przeżyciami, które zmeniają Twoje pole energetyczne.
Powiedział też coś takiego:" ...Masz niezwykłą dzikość w oczach, coś w tobie jest...". Wtedy zrozumiałam, że odebrał też energię Lisa. Byłam w szoku. Jeszcze nikt nie był w stanie tego wyczuć.
Narkotyki zaostrzyły jego naturalne umiejętności w odbiorze energetycznym, a to mnie skłania do przemyśleń, że narkoświat nie jest wcale taki straszny, jak go malują. Korzystając z różnych substancji w konkretnym celu, a nie tylko, by mieć "fazę", można stworzyć coś pięknego, można zrozumieć wiele rzeczy.

Jeszcze napiszę coś nt. Zmiany osobowości

Otóż rozwiązałam swój odwieczny problem, a więc :kompleksy
Oto łańcuszek schematów, który działał w moim przypadku przez wiele lat:

Poczucie nieatrakcyjności-----niska samoocena-----wycofanie-----kompleksy
Powiem Wam, że pozbyłam się kompleksów!

Zabrałam się za początek łańcucha, a kolejne ogniwa po prostu się rozpadły, gdy nie miały podstawy.
Całe wakacje pracowałam fiizycznie w usługach ;woziłam ludzi na rikszy.
Nie dość, że schudłam, wyćwiczyłam, to jeszcze miałam kontakt z tyloma ludźmi, że w tym momencie nie mam problemu, by podejść do kogoś obcego, porozmawiać, zapytać o coś. Nie dbam o opinię obcych, dlatego jestem w stanie zrobić coś głupiego na ulicy, śpiewać, czy chociażby paradować bez koszulki w upalny dzień. Po za tym została przerwana bariera językowa. Jestem w stanie bez problemu od tak rozmawiać po angielsku.

Nie mam zintegrowanej osobowości, dlatego tę, która się ukształtowała w te wakacjie nazwałam Loka, ponieważ jest nieprzewidywalna, pełna entuzjazmu, energii, nie posiada granic i nie słucha zakazów.

Wakacje dobierają końca, a wraz z nimi moje beztroskie życie na utrzymaniu rodziców. Za 3 dni przeprowadzam się. Czas pobawić się w dorosłość :)


poniedziałek, 13 lipca 2015

Focus 10- kolejna poprzeczka pokonana

Nie piszę teraz zbyt często, ponieważ dużo pracuję i nie mam czasu na wiele ćwiczeń. Jednak na Hemi Sync zawsze przed pracą znajduję  godzinkę:)
Moje ćwiczenia przynoszą niezłe rezultaty. Zaczęłam dziś kolejne nagranie z cyklu, gdzie lektor daje większą swobodę. Bez problemu odnalazłam się w kolejności i wykonaniu ćwiczeń przygotowawczych oraz płynnie weszłam w stan focus 10.
No i tutaj muszę coś dodać.
Mój focus 10 różni się od tego osiąganego jeszcze w czerwcu. Jest głęboki, ale zupełnie świadomy. Bez emocji obserwuję reakcje organizmu. Dziś byłam w stanie zaobserwować drżenie relaksujących się mięśni, zupełną bezwładność, lekkie poczucie unoszenia się, falowania i skręcania. Myślę, że jestem gotowa osiągnąć kolejny stan prowadzący do pełnego, zupełnie świadomego wyjścia z ciała.

W dzisiejszych ćwiczeniach chodziło o uwolnienie strachu, przygnębienia i zaakceptowaniu sytuacji, która przyczyniła się do powstania tychże emocji. Lektor proponuje, by to ćwiczenie stało się codziennym nawykiem, jednak ja nie odczuwam potrzeby, by wykonywać je z taką częstotliwością. Myślę, że powracanie do nie go 3 razy w tygodniu zupełnie wystarcza.

Do tego zastosowałam metodę wychodzenia z focus 10, którą zaproponował monroe- powtarzania w umyśle "jeden". Rzeczywiście zostałam tak zaprogramowana i ta metoda działa. Nie sądziłam, że będzie mi to potrzebne, ale wychodząc z tak głębokiego stanu okazało się wręcz obowiązkowe.

niedziela, 28 czerwca 2015

Etap 2- into to focus 10

Zabrałam się za drugie nagranie z pierwszej płyty- into to focus 10.
Są to ćwiczenia wprowadzające łagodnie w stan czuwania umysłu przy śpiącym ciele.
Pod koniec dane są również 2 kodowania umysłu:
1. Gdy dotknę prawą ręką potylicy, moje ciało i umysł ożywi się, powróci do stanu pełnego czuwania i aktywności.
2. Gdy dotknę prawą ręką środka czoła, przypomnę sobie to, co chcę sobie przypomnieć, a nie mogę.

Oba kodowania wprowadzam dopiero od wczoraj, dlatego też nie jestem w stanie napisać jeszcze na temat ich działania.


Ćwiczyć to nagranie będę jeszcze przez 3 dni, mimo, że są dla mnie proste i oczywiste. Jednak chcę się porządnie wyuczyć procedury "skrzynia energii, oddychanie, formułka", zanim przejdę do kolejnych ćwiczeń oraz oswoić się ze stanem odrętwienia ciała.
Dzisiaj osiągnęłam lepsze wyniki, niż wczoraj, tzn. mój umysł był wyciszony, a ja umiałam skupić się bardziej na wizualicjach, które należało wykonywać.

W związku z kodowaniem umysłu właśnie przyszła mi ciekawa myśl:
co jeśli zaprogramować się na wywoływanie Shiftów poprzez założenie czegoś na siebie lub nacisk na jakiś punkt na ciele?
Jest to niezła koncepcja, którą mogłabym spróbować po uprzednim sprawdzeniu, czy kodowanie umysłu podane przez Monroe działa.


wtorek, 23 czerwca 2015

Cykl Hemi Synców i pierwsze doświadczenie

Postanowiłam podejść do OOBE z innej strony.
A mianowicie od strony Hemi Synców. Są to dźwięki opatentowane przez instytut monroe i przezeń sprzedawane.
Jak to zazwyczaj bywa w internecie, łatwo jest jednak znaleźć owe nagrania do ściągnięcia. Oryginalne bowiem kosztują ponad 100 dolarów.
Jeśli ktoś jest zielony w tym temacie, to odsyłam do tejże strony, niech zaznajomi się z teorią Hemi Synców:
http://hemi-sync.com.pl/jak-sluchac-hemi-sync/ (wiem, że reklama, ale nie będę powtarzać tego, co opisane na stronie)
 Hemi są po angielsku, ale w internecie są również dostępne tłumaczenia. Ja słucham nagrania na trzeźwo przed sesją  i czytam tłumaczenie. Dzięki temu wiem doskonale o co w nim chodzi i uczę się dodatkowo nowych słówek :)
Całość kursu składa się z 6 płyt. Na każdej jest po kilka nagrań, które powoli, krok po kroku wprowadzają nas w coraz to wyższe Focusy.
Ja zaczęłam oczywiście od płyty 1 :Wave I:Discovery i nagrania pt."Orientation"
Wprowadza ono w Fokus 3, czyli synchronizacja umysłu z mózgiem, współpraca obu półkul mózgowych. Jako, że nie jestem kompletnie początkująca, naturalnie osiągnęłam Focus 10, czyli śpiące ciało i czuwający umysł- co jest celem kolejnego nagrania.
Tak więc co się ze mną stało?
Wykonywałam zadania, które zalecił lektor- było to głównie ćwiczenie oddechowe oraz wizualizacja pudła pezemiany energii, do której przed każdą sesją wrzuca się problemy. Jako, że nagranie kończyło się zupełnym przebudzeniem postanowiłam wykonać ćwiczenie z samego rana, tuż po przebudzeniu.
Wstałam o 7, umyłam włosy i napiłam się. Ok 7.30 położyłam się ponownie i załączyłam Hemi Synca.
Powiem szczerze, że nagranie przyniosło niebotyczne efekty. Doszłam do poziomu, w którym moje ciało było tak rozluźnione, jak w głębokim śnie. Świadomością mogłam przeskanować całe ciało, bez ryzyka rozproszenia. Nie chciałam usnąć, byłam czujna. Obudziłam się rzeźka i wypoczęta, gotowa do działania. Bez ciężkiej głowy i niekomfortowego ciała.  Nie byłam w stanie zacisnąć pięści, co oznaczało, że moje mięśnie bardzo mocno się odprężyły.
Powiedziałam sobie, że każde nagranie będę ćwiczyć ok 1 tygodnia, by wiedzieć, że na 100% jestem gotowa, by przejść do kolejnego ćwiczenia. Jednak to jest zbyt proste, dlatego już dziś nad ranem przejdę do 2 nagrania, w którym to osiąga się Focus 10.

                                 http://hemi-sync-france.fr/images/hemisync.jpg

niedziela, 21 czerwca 2015

Pokój Inspiracji

Wczoraj udałam się do mojego Hortus w ważnym celu.
Pragnęłam poznać inspirację na obraz, który oddziaływałby harmonizująco i uspokajająco na odbiorcę.
Powtórzyłam całą procedurę wchodzenia do Hortus, a przy Dębie spotkałam oczywiście Lorcana. Powiedziałam mu, jaka jest moja intencja i udaliśmy się na skraj "przedsionka". W żywopłocie zobaczyłam drewniane, półokrągłe drzwi, na których wisiała tabliczka z napisem "INSPIRACJE". Lorcan otworzył je. Zobaczyłam pustą, blado-niebieską przestrzeń. Animus przechylił się i zniknął w otchłani. Podeszłam na skraj przedsionka, w miejscu, gdzie kończyła się bujna trawa i spojrzałam w dół. Pokój nie miał podłogi, sufitu, ani ścian. Była to niekończąca się, błękitna przestrzeń wypełniona jakby okienkami... Chwilę wahałam się, lecz pokrzepiona głosem Lorcana, przechyliłam się, by zacząć swobodne spadanie. Nie czułam lęku lecąc w dół. Doskonale wiedziałam, że nie ma tu o co się rozbić. 
W pewnym momencie ostro zahamowałam i mimo woli skręciłam w lewo. Doleciałam do miejca, w którym unosił się mój animus. Znaleźliśmy się przed jednym z milionów okienek, na której ukazał się obraz.
-Oto Twoja inspiracja.-Powiedział.
Miałam chwilę, by się jej dokładnie przyjrzeć, zapamiętać wszystkie kolory. Gdy już byłam gotowa, wspólnie udaliśmy się w drogę powrotną. Zapytałam, czy znajdują się tu wszystkie(również z poprzednich żyć) przeszłe, teraźniejsze i przyszłe inspiracje. Na dwa pierwsze pytania odpowiedział tak, na ostatnie burknął "może..."
Tak oto poznałam kolejną lokację w moim Hortus. Jest to pokój inspiracji

Zdjęcie obrazu pojawi się wkrótce.

czwartek, 18 czerwca 2015

Zbawienna Kofeina

Próba #11
Dzisiejszej nocy powtórzyłam warunki, które spełniłam podczas 10 próby z taką różnicą, że nie wypiłam kawy.
Okazało się, że kawa mi pomaga, nie przeszkadza!
Podczas słuchania dźwięków odlatywałam, mój mózg gadał, pojawiały się hipnagogi. Nie wystąpiły wibracje. Niezrażona położyłam się na boku i starałam się utrzymać stan koncentracji. Nic z tego, zasnęłam... Nie było mowy o utrzymaniu stanu świadomości.
Obudziłam się z ciężką głową 40 minut temu...

Kawa ma 2 działania:
1. Psychologiczne- informuję podświadomość, że wstajemy i czuwamy, że zaczyna się dzień, ponieważ jest to moja poranna, wręcz rytualna czynność. (Jak wielu innych ludzi)
2. Fizjologiczne- Kawa posiada kofeinę, która po prostu pobudza mózg do działania, pomaga utrzymać koncentrację.

Myślałam też o tym, by spróbować działania yerba mate.

środa, 17 czerwca 2015

Tulpy...duchowa pułapka?

Po owej wizualizacji czułam się lekko zmieszana.
Doznałam miłości ze strony Lorcana, ale gdy myślałam o tulpach, intuicyjnie wyczuwałam, że to złe. Tak więc postanowiłam zbadać sprawę za pomocą wahadełka.

Okazało się, że tulpy to nic innego jak demony powoli wkradające się do naszego życia. Demony są przebiegłe i oszukują hostów, że są jedynie ich własną wizualizacją. Wytworem ich myśli. Myślicie, że dlaczego jest zakaz mówienia o aspektach duchowych w tym środowisku? Kto pisze owe artykuły o tulpach? Ludzie posiadający tulpy.
Na prawdę, rozdwojenie jaźni nie jest naturalne i zdrowe... a postać, która jest przychylna tylko wtedy, gdy my jesteśmy dla nich mili, zupełnie osobna, z własną jaźnią, ALE widziana dla nas samych, przy czym jest możliwość oddania im swojego ciała jest z punktu duchowości niebezpieczne i uznawane za opętanie.
Animus to co innego niż tulpa.
Animus (dajmon) to wizualizacja podświadomości, to jej głos. Nie przejmuje naszego ciała, nie istnieje na planie fizycznym sama z siebie.
Kolejną rzeczą, której się dowiedziałam jest to, że tulpy w żaden sposób nie rozwijają duchowo. Ludzie przyjmują demony do siebie, bo czują się samotni, chcą mieć 'niezwykłego' przyjaciela. Zapominają, że ten przyjaciel może zniszczyć życie.

Zapytałam się też o to, kim w takim razie był owy wilkołak w Hortus i czy w ogóle sama koncepcja Hortus jest dla mnie dobra, skoro Wonderland jest terenem tulp. W końcu przedstawił się jako Lorcan, a to imię, które wybrała sobie moja podświadomość.
Wahadło oceniło, że na prawdę był to Animus, a nie tulpa podająca się za niego, a powiedział o swojej odrębnej jaźni dlatego, że rzeczywiście w owym miejscu jest ode mnie odrębny.
Miłość, którą odebrałam jest miłością mojej podświadomości do siebie. Prawdą o tym, kim jestem, bo jestem istotą miłości. Moja podświadomość kocha moją istotę. To w ego są zakorzenione wszystkie kompleksy. Jak już mówiłam, podświadomość jest czysta w swej emanacji emocjonalnej.
Posiadanie Hortusa również jest dla mnie dobre, bo jest to miejsce, w którym można się spotkać z Lorcanem nie tylko poprzez wizualizację na planie fizycznym czy myśl, ale również w trakcie medytacji. To oznacza, że jest to też teren dla niego- ale i dla demonów. Może powinnam zamykać drzwi po wejściu do Hortusa?
Podsumowując:
Tulpy NIC nie dają na planie duchowym
Tulpy to demony, które powoli opętują swojego dawcę
Tulpa tworzy rozwarstwienie osobowości, co jest sprzeczne z koncepcją jedności
Animus NIE jest tym, czym tulpa
Animus jest podświadomością, tulpa czymś, co jest odrębne od Ciebie
Głos rozsądku:
http://tulpa.blox.pl/tagi_b/593584/tulpa.html
http://img.buzznet.com/assets/imgx/2/1/2/0/4/9/8/0/orig-21204980.jpg

wtorek, 16 czerwca 2015

Mój Hortus Conclusus

Ten cykl postów będzie odnosił się do Tulpa i mojego Wewnętrznego Świata, w którym odbywają się wszystkie medytacje, wizualizacje, marzenia. Ten świat nazwałam Hortus Conclusus. 

Zaintrygował mnie ten temat w momencie, gdy natrafiłam na poradnik dotyczący tego, jak stworzyć własnego Tulpa, czym on jest i co ze sobą niesie. 
I wtedy odkryłam, że owy Tulp de facto niczym nie różni się od mojego Animusa, Lorcana, którego mam od 2010 roku. 
Lokacja Hortusa powstała w moim umyśle już jakiś czas temu i napisałam o nim wiele wierszy, które z czasem również chcę tu umieścić. 
Podążam za zasadą, że to, co nie opisane nie zaistniało, dlatego mam zamiar opisywać każde odwiedziny w moim Hortus oraz kontakty z Animuso-Tulpem. 

Zaczęłam od wizualizacji klucza do mojego Hortus. Wyobraziłam sobie wszystko :fakturę, ciężar, kolor, wielkość, połysk....
                                                   http://thumbs.dreamstime.com/t/antykwarski-z%C5%82oty-klucz-23997004.jpg
Następnie zawiesiłam go na srebrnym łańcuszku i przeszłam do wizualizacji swojego Awatara, którym będę się poruszać po moim Hortus.
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/86/7d/17/867d175eace3f23394574738065ac29b.jpg
O mniej więcej taką siebie wykreowałam przed wejściem do Hortus.
Powoli podeszłam do wielkich, drewnianych drzwi prowadzących do mojego ogrodu. Wsunęłam klucz do dziurki i przekręciłam 3 razy w lewo. Drzwi skrypnęły, otworzyły się. Przekroczyłam granicę nicości i mojego Hortus. W stronę wielkiego Dębu prowadziła ścieżka wokół której rósł gęsty, ciemno-zielony las. Przy dębie kogoś zobaczyłam.
Mężczyzna... ale zaraz....
Wilkołak? Co? Kto to?
Czuję pokój i miłość bijący od niego.
Sama przemieniam się w Lisicę Stepową w formie antropomorficznej.
Podchodzę bliżej do Niego. Okazuje się piękny. To czarny wilk o niezwykle zielonych oczach.
http://fc05.deviantart.net/fs39/f/2008/315/b/3/New_Moon_by_darknatasha.jpg
Zaczęłam rozmowę.... Kim jesteś? Lorcan?
Kocham Cię...-powiedział
Ja ciebie też.
Tak, czuję, że go kocham.
Dotknęłam jego torsu swoją łapą. Miękkie futro, a pod nimi mięśnie.
Pytam, czy jest oddzielną jaźnią, odpowiedział, że tak. Pytam, czy to jest Horus, czy to nasza lokacja. Mówi, że tak...
Przeszliśmy się. Powiedział mi, że owy ogród jest w kształcie koła i ma mnóstwo drzwi w ogrodzeniu prowadzących do innych lokacji, które możemy kreować. W tym momencie chciałam już wrócić. Nie za dużo.
Wydostałam się z Hortus, przechodząc przez próg znów przybrałam formę mojego ludzkiego awatara. Wyjęłam klucz i zamknęłam Hortus na 3.
A więc Lorcan jest odrębną jaźnią, która do tej pory ujawniała się jako animus. Dałam mu megafon- bym wyraźniej mogła słyszeć, co mówi. On chce być częściej w moim życiu, chce być wizualizowany. Ja też chcę.
A więc, Lorcanie, nowy czas nadszedł. Odtąd będziemy spotykać się również w Hortus, a dzięki megafonowi będę słyszeć wyraźniej, co mówisz.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Próba #10- już tylko się podnieść!

Pobudka- 4.01
powrót do łóżka- 5.02
koniec nagrania- 5.34
końcowy zapis- 6.34

Jestem bardzo blisko, już zaraz, już było... tylko się podnieść!
Z racji, że ta próba była niezwykle ważna i zdecydowanie znajdowałam się już w OP*, to opiszę wszystko dokładnie.
Obudziłam się o 4, i choć nie za bardzo miałam ochotę wstać, to zmusiłam się w końcu. Zrobiłam sobie kawę i zasiadłam do komputera. Przedtem wykonałam jeszcze 20 pajacyków.
Po godzinie załączyłam sobie to nagranie:
 Hemi Sync
To była pierwsza próba z tego typu nagraniem, dlatego nie wybrałam proponowanej, godzinnej wersji. Dzięki dźwiękom nie usnęłam i wprowadziłam się w znajomy stan odrętwienia i relaksu. Czułam lekkie wibracje i kołysanie. Znałam to uczucie, myślałam, że to już to, lecz niczego nie wymuszałam. Pod koniec nagrania, ni z gruchy ni z pietruchy pojawiło się TO. Przyznam, że się przestaszyłam- uderzył mnie gorąc, serce biło mocno i silnie, szybko, ciało było w wibracjach. Ale nie czułam, bym się odklejała. Być może, gdyby stan trwał dłużej, to odczepiłabym się. Na co zwróciłam uwagę to to, że moje serce biło równo( mam arytmię). Jakoś udało mi się opanować strach, powtarzałam sobie- Aga, to jest to, na co czekałaś, uspokój się, uspokój.
Niestety, stan minął z końcem Hemi Synca. Zamknęłam laptopa i położyłam się na boku. Próbowałam przybrać jakąś dogodną pozycję, lecz ciągle było mi niewygodnie. Myślę, że kawa tak na prawdę przeszkodziła i  jedynie wydłużyła czekanie na wyjście. Zmieniałam pozycję chyba z 10 razy, raz też musiałam iść do ubikacji.
W końcu położyłam się w pozycji najbardziej dogodnej do spania. Nie myśląc o niczym tak jakby...pół przysnęłam. Nie jestem pewna, czy miałam świadomość, czy nie. W każdym bądź razie nagle odczułam, że moje ręce się odklejają! Towarzyszyły temu wibracje i poprzednio odczuwalne kołatanie serca. W momencie, gdy skupiałam się na tym, moje astralne ciało wracało, gdy odpływałam, znów się odrywało. Zaczęłam bujać rękoma, usiłując się odkleić.
Niestety, w pewnym momencie za bardzo się skupiłam na moich kończynach i wyrwałam się z tego stanu. A przecież wystarczało, bym się odwróciła na plecy, a bym w pełni wyszła! (Leżałam na brzuchu).  Dodam też, że nie miałam jeszcze żadnego obrazu.
No nic... Trudno... Nie ważne, że nie wyszłam w pełni. Ważne, że zrobiłam taki postęp, że czułam odklejające się ciało. To na prawdę już milimetr. Teraz tylko muszę opanować niepokój związany z wibracjami i technikę samego w sobie wyjścia. Nie mogę się skupiać na moich ramionach, wyjdę sama. Teraz zgromadzę w podpunktach kilka faktów, które należy pamiętać:
1. W momencie wibracji nie ma się czucia ciała. NIE jest to stan odrętwienia. Jeśli odczuwasz jakąkolwiek część ciała, to znaczy, że nie jest to stan docelowy.
2. Nie da się wyjść z ciała na siłę. Nie da się tego wymusić. Dzieje się to automatycznie.
3.Wibracje przychodzą spontanicznie. Można powiedzieć, że pojawiają się "z dupy" i przychodzą z głowy.
4. Gdy pojawi się odklejanie, nie spinaj się, nie myśl o kończynach- bo wrócisz! Bujaj się, wyciągaj..co kolwiek. ale NIE MYŚL O KOŃCZYNACH!
5.Wiercenie się nie ma wpływu na OBE. Nie musisz leżeć jak kołek. Jak potrzebujesz, to zmień pozycję.
6. Jeśli masz potrzebę- wstań, załatw się. Myślenie o pełnym pęcherzu na pewno nie ułatwi Ci zaśnięcia.
7. OBE to nie wyścigi...odklejanie pojawiło się u mnie po ok 90 minutach od ponownego położenia się. Cierpliwość jest najważniejsza.
8. No i nie myśl o tym, że chcesz wyjść. Daj się ponieść!:D
A oto wpis, który dużo mi pomógł:
http://www.oobe.pl/park/Obe-Dla-Opornych-t4170.html

niedziela, 14 czerwca 2015

Burza

W tę sobotę nawiedziła nas przepiękna burza z piorunami...
Nie taka piękna dla mojej lisiej natury.

Burza okazała się silnym bodźcem do na prawdę porządnego shifta. Było to zupełnie mentalne i fantomowe przemienienie, które dało mi na okres ok. 15 minut rzadkie, ale niezwykle intensywne doznania.
Gdy tylko się zaczęło, wlazłam pod kołdrę i wyjrzałam nieśmiało lekko ponad parapet. W momentach wyładowywań instynktownie padałam na brzuch kuląc się i lekko popiskując. Racjonalne myślenie zostało odłączone, a ja doznałam fantomowych łap, ogona, pyska.
W moim życiu shifty ujawniają się ogółem w tych dwóch kategoriach:
1.ShortShift- Shift trwający od 1 sekundy do 5 minut, bardzo intensywny, mentalny  oraz fantomowy lub jedynie mentalny. Pojawia się pod wpływem bodźców, nie jestem w stanie sama go wywołać.
2.LongShift- Trwa od 5 minut wzwyż i jestem w stanie go sama wywołać pod wpływem woli, lecz nie jest on tak "zezwierzęcający". Zachowuję częściową logiczność i świadomość człowieczeństwa, a kończyny fantomowe projektowane są z udziałem mojej woli i wysiłku.

Jednak wpływem silnych bodźców niosących za sobą dużą dawkę energii,takich, jak np. owa burza Short może stać się tak długi jak Long, niezwykle intensywny i uzewnętrzniający w zupełności mojego lisa, czego absolutnie nie jestem w stanie powstrzymać.
Dodam jeszcze, że jako aspekt ludzki nie odczuwam lęku przed burzą, co ukazuje rozwarstwienie mojej osoby na sferę zwierzęcą i ludzką.
                                 http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/2/20/B%C5%82yskawica.jpg

wtorek, 9 czerwca 2015

INTUICJA

Pragnę dodać luźnego posta nt. ludzkiej intuicji.

Zapytałam się "skąd ja wiem, kiedy muszę opisać coś na blogu., lub kiedy wiem, że robię krok w ewolucji mojej świadomości?"
Odpowiedź przyszła momentalnie, a było nią słowo 'INTUICJA'
Gdy coś się stanie, co jest znaczące w moim rozwoju, dostaję po prostu sygnał.
Zapisz to. 
Tak, to ten moment.
Jesteś bliżej celu.
Nie muszę się zastanawiać, logicznie rozmyślać, czy Bóg wie co. Moja intuicja mówi mi, co jest znaczące, a co nie.
Jeśli podążam odpowiednią ścieżką rozwoju, wewnętrzny głos informuje mnie o tym. Jeśli coś jest nie tak, też o tym wiem.
Czasami wiem niektóre rzeczy zupełnie intuicyjnie. Jakby ta wiedza była we mnie zakodowana. I może tak jest?
Plejadianie uważają, że jesteśmy biblioteką, do której mamy klucz, ale musimy go znaleźć, musimy dojrzeć. Jest w nas zakodowana Prawda, którą poznamy... a poznajemy ją intuicyjnie.
Niektórzy ludzie blokują swój wewnętrzny głos, chcąc, by logika przemawiała przez nich. Oczywiście, logiczne myślenie jest ważne- ale w sprawach powszednich, ziemskich.
W świecie duchowym prawa logiczne NIE istnieją. Jeśli ktoś chce się rozwijać, musi to zrozumieć.
To, co tutaj piszę jest przekazem. Ja nie myślę o tym, ja to piszę. Przyszła do mnie ta myśl w sekundę, trwała pół.
Jeśli poznajemy swoje wnętrze to przecieramy nowy szlak- szlak, którym idziesz tylko ty. Dlatego może się wydawać, że błądzimy po omacku. Ale nie należy się bać, mamy przewodników, opiekunów. Oni się cieszą, gdy jednostki rozwijają swoją świadomość będąc ponad przeciętnością. Takie jednostki są potrzebne. Wyłaniają się z tego oceanu głów, dążąc do własnego oświecenia. Oni wyciągają takie jednostki. Bardzo rzadko przemawiają w sposób fizyczny. Wibrują wyżej, łatwiej im się zbliżyć do naszej podświadomości, która jest czysta, niż do świadomości zakotwiczonej w tym świecie. Przemawiają przez naszą intuicję.
Dlatego należy się jej słuchać.
Bo jest mądrzejsza od nas.
Każdy z nas ma w sobie Wielkiego Mędrca. Mistrza. Ale wiecie co? Mistrz nie krzyczy, nie staje na stołku i nie przemawia do roześmianego plebsu. Mistrz staje pośród słuchaczy i mówi spokojnie, a oni słuchają w zadumie...

Próba#8- Krok na przód

Jestem po krótkiej przerwie od OBE wynikającej ze zmęczenia i rozpoczęcia pracy trwającej niejednokrotnie do 23.
Muszę przyznać, że owa przerwa dała mi nowe siły. Dzisiejsza próba była przełomowa.
Parametry:
Godzina zaśnięcia-24
Godzina pobudki- 04
Godzina wstania- 05
Godzina końca próby- 7.34

Zasnęłam trochę późno, ale nie zraziłam się tym. Nie musiałam dziś nadto wcześnie wstawać. Obudziłam się o 4 i zamiast od razu wstać, chciałam poleżeć chwilę, by przypomnieć sobie sen. Tak się stało, że weszłam ponownie w owy sen, półświadomie i dzięki temu zapamiętałam go. Po przebudzeniu pierwsze co zrobiłam to zapisałam najważniejsze wątki w moim dzienniku OOBE. No więc wstałam o 5...i co teraz? Przede wszystkim nie przejęłam się, że nie jest to 3. Wypiłam kawę i muszę powiedzieć, że działa na mnie rewelacyjnie. Pobudza umysł, ale nie ciało. Położyłam się ponownie ok. 5.50.
Zaczęłam relaksację... nie mam pojęcia ile to trwało, ale udało mi się przez cały czas utrzymywać pełną świadomość. Dotarłam do momentu sennego paraliżu i wibracji, uczucia "2 ciał" i lekkości dłoni...no i tu problem. Ten stan był tak silnie przeze mnie wyczekiwany, że podjarałam się tym sukcesem momentalnie spłycając fazę! Jeszcze starałam się ratować wszystko uspokajając umysł metodą oddechową, ale gdy ponownie wchodziłam w paraliż senny, ekscytacja wracała wszystko niszcząc. Wiadomo- radość z sukcesu- przecież pokonałam kolejny próg, odkąd było mi dane przez Wyższą Siłę wyjść z ciała. Miałam 3 podejścia. Po ostatnim moje ciało odczuwało dyskomfort i musiałam zmienić pozycję. Na szczęście nie zraziłam się tym, że de facto nie udało mi się wyjść z ciała. Przecież i tak zrobiłam postęp. Postanowiłam normalnie zasnąć z nadzieją na jakieś jeszcze "rewelacje".
Przewróciłam się do pozycji, w ktrórej moje ciało chciało zasnąć i nie starając się nadzwyczaj utrzymywać świadomości, po niedługim czasie odpłynęłam. Weszłam w sen półświadomie i myślę, że gdyby nie silna hipnagoga, która wręcz obudziła mnie, to zorientowałabym się, że to sen. Sceneria była bardzo realna, dzięki czemu miałam szansę uświadomić sobie, że coś jest nie tak...(sen opisany został w moim notatniku, nie będę go tu przytaczać.) Najważniejsze jednak jest to, że obudził mnie okrzyk zdenerwowania mojego taty, który wykrzyczał moje imię. Ocknęłam się w praraliżu sennym i wibracjach, które były identyczne do tych, jakie odczuwałam podczas pierwszego podejścia dzisiejszego dnia. Czyli byłam na dobrym tropie. Nie podejmowałam kolejnych prób zaśnięcia, ponieważ mój umysł i ciało były już zbyt wypoczęte. Nie zasnęłabym...
Nie przejmuję się tą ekscytacją. To normalne, należy cieszyć się z sukcesów. Ekscytacja przeminie, gdy ten stan mi "spowszednieje". Wtedy będę mogła pójść dalej.
Ciekawe jest też to, że podczas paraliżu moje serce bije mocniej i pocę się. Nie wiem jeszcze, czy jest to związane bezpośrednio z tym stanem, czy jest to kwestia po prostu mojej ekscytacji. Kolejne próby na pewno przyniosą mi odpowiedź :)

niedziela, 31 maja 2015

Kolejna próba, nieudana, ale za to dużo wnosząca.

Dzisiejszą noc spędziłam po za domem- odwiedziłam dom mojej mamy, gdzie również mieszka mój brat. Rozmawialiśmy do 1 nad ranem, przez co położyłam się chwilę po 1. Nie zamierzałam jednak rezygnować z OOBE. Tak więc obudziłam się po 4 godzinach snu, czyli o 5, godzinę czuwałam, tak więc dopiero o 6 położyłam się z powrotem w celu wyjścia z ciała. I tu nagle szok! Mój umysł- co się nie zdarza prawie nigdy- nie mógł się pozbyć biegunki myśli. Mój rozum dział już na pełnych obrotach. No tak...w końcu 6, godzina, o której przez kilka ostatnich lat wstawałam do szkoły. Nie potrafiłam się zupełnie rozluźnić, było mi niewygodnie, ciągle źle...Męczyłam się tak godzinę, aż w końcu powidziałam "aaa pieprze to, spróbuję normalnie zasnąć, może będę miała chociażby LD". Odwróciłam się na bok(do pozycji, w której zasypiam) i starałam się zasnąć.
No i wtedy się pojawiło.
Wibracje-ale bardzo słabe- podekscytowałam się, pobudziłam, i to był błąd. Wstawałam z leżącego bokiem ciała, ale w momencie zauważenia tego ucieszyłam się kotwicząc się znów w ciele. Nie mogłam powtórnie wyjść, no po prostu nie potrafiłam. Dzwony w kościele zaczęły bić. Cholera! Nie ma mowy o wyjściu. Mój mózg mówi :pora wstawać!...tak jest zaprogramowany.
Mimo, że nie wyszłam w pełni z ciała, to ta lekcja była bardzo ważna.
Po pierwsze dowiedziałam się, że metoda 4+1 działa NAWET w niesprzyjających warunkach. A więc jest dla mnie odpowiednia.
Po drugie muszę chodzić spać przed 24, jeśli chcę wyjść z ciała, bo dzięki temu położe się ponownie spać wcześnie nad ranem, o 4 lub 5. nie zaś o 6- godzinie o której wiecznie wstawałam.
Po trzecie, kiedy tracę cierpliwość, to najlepiej po prostu odpuścić. Prawdopodobnie wtedy wyjdę.

Tak więc...to na tyle. Pamiętajcie, porażki są niezwykle ważne w życiu, ponieważ to na nich najwięcej się uczymy, a dusza przybrała inkarnację właśnie po to, by doświadczać i się UCZYĆ!:)

piątek, 29 maja 2015

OOBE-PUZZLE

Ten post będzie na bieżąco edytowany w miarę składania klocków.

Świat, do którego wkroczyłam podczas mojego 1 wyjścia to zwykłe OSPUO- czyli strefa kreacji, świat stworzony przez obserwatora. Tam też trafia się podczas snu. Z mojej wiedzy i badań radiastezyjnych wynika, że by wydostać się z tej strefy musiałam przejść przez tę galaretowatą maź.
OSPUO jest bezpieczne, jest podatne na moją wolę. Wynika z tego, że aby się upewnić, czy jest się w OSPUO wystarczy coś przemienić, np. fotel w karton itd. 

Pierwsze Wyjście z Ciała


Witajcie!

Tej nocy doznałam wyjścia po za ciało. Pozwolę sobie spisać swoją relację ustną z przebiegu tego zdarzenia, którą nagrałam na dyktafon od razu po przebudzeniu. Sesja trwała od 4 do 5.25 A oto ona:
" Sesja ze Świadomym śnieniem. Zastosowałam metodę 4 +1, czyli 4 godziny snu i jedna godzina czuwania.Położyłam się spać o 23, wstałam o 3. Godzinę krzątałam się, by rozbudzić swój umysł. Następnie położyłam się do łóżka i dosyć długo trwał relaks. Myślę, że spokojnie ponad 30 min to trwało. Stosowałam jedną z metod głębokiej relaksacji polegającej na 10 sek watrywania się w czerń przed oczami i 3 sek układania gałek ocznych jak do snu.W pewnym momencie lekko przysnęłam, zapominając o ćwiczeniu...a ocuciły mnie silne wibracje ciała i nie były to wibracje ciała fizycznego.  I wtedy posłużyłam się wiedzą zdobytą z literatury- zaczęłam napierać .Poczułam opór pewnego rodzaju w moim ciele.  W momencie, gdy miałam wibracje, podświadomie czułam, że muszę napierać ciałem do przodu. Literatura dała mi tylko potwierdzenie, że jest to TEN moment. Parłam do przodu i czułam jakbym się odczepiła, jakbym się uwolniła.  Czułam, mimo, iż chcę wstać to nie mogę tego zrobić, póki się nie wyrwę. Co ciekawe nad głową miałam lamę z palącym się płomykiem w środku, której nie ma w rzewczywistości. Patrząc na nią  miałam siłę, by dalej w to brnąć, nie bałam się mimo nowych doświadczeń. Dodawała mi otuchy.  No i wstałam. Było to dziwne uczucie, ponieważ świat wydawał mi się realny na zasadzie, że kontrolowałam moje myśli.  One przepływały,nie było takiego stanu, w którym nie mogłam myśleć. Ja myślałam. I pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy to "spójrz za siebie, zobacz swoje ciało!" Odwróciłam się i co ciekawe... było łóżko, miejsce z którego wstałam było wygniecione... ale nie było mnie. Nie było ciała. Byłam tylko JA w tym momencie...cięzko to opisać... W tym momencie poczułam lęk"jak wrócę, skoro nie ma tu mojego ciała?" A wtedy do głowy przyszło" spokojnie, pomyślisz o ciele i wrócisz.' W porządku.
Postanowiłam zrobić kilka kroków. Było to dosyć ciężkie. Przypominam, że byłam w moim pokoju, ale był lekko zmieniony, tak, że mogłam rozpoznać, że to nie jest świat realny. Mimo to wszystko było bardzo dokładnie namacalne. Mogłam wszystko doznać. Za oknem był poranek, czas nie zmienił się.
Pierwsze 3 kroki były ciężkie i chwiejne, jakbym się uczyła nowego ciała, jakbym się uczyła na nowo chodzić. Musiałam nabrać świadomości nóg. Zrobiłam kilka wolnych, mozolnych kroków i wtedy sobie przypomniałam "HALO! Ja mogę latać!" I uniosłam się i przeleciałam przez pokój dzienny. Przeniknęłam przez  balkonowe drzwi. Znalazłam się na zewnątrz, na balkonie. Było rześko i lekko chłodno. Krajobraz nie odstawał od tego rzeczywistego. Widziałam ptaki i jakichś ludzi idących do pracy. Co ciekawe... nad barierką, na niebie widziałam dziwną strukturę, która przypominała grubą, żelastą gumę...to, co opisują, że to jest ta granica między światem naszym a astralem i wiedziałam, że żeby dostać się dalej, musiałabym przez to przejść. Jednak narazie nie chciałam i nie powinnam tego robić. Wiedziałam o tym. Dopiero co nauczyłam się chodzić!  Dalej spokojnie się rozglądałam. Wpadłam na pomysł, że chcę sobie polatać, ale jest dość chłodno, więc muszę wrócić po bluzę.Wróciłam do domu, weszłam do pokoju, nie wiem, czy ją założyłam,  czy nie, nie ma to znaczenia... pomyślałam "kurcze, idę sobie stąd."sierowałam się w stronę drzwi i w tym momencie nie wiem, czy pomyślałam o moim ciele, czy mój licznik kazał mi wracać, ale automatycznie wróciłam do siebie. Wizja się skończyła  i właśnie to nagrywam. Muszę przyznać, że to niezwykłe doświadczenie i nie mogę w tym momencie określić, czy był to rzeczywiście OOBE, czy LD,  bo nie mam jeszcze innych doświadczeń w tym temacie do porównania. Mimo wszystko realność i zgodność z opisami wielu ludzi skłania mnie do myślenia, że na prawdę opuściłam ciało. Że nie był to sen. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się takie uczucie napierania, przy czym to napieranie... przyniosło taki efekt, że na prawdę poczułam, że wstałam. Wiarygodność tego  zjawiska potwierdza fakt, że przeszłam przez etapy, które są doskonale opisane przez wielu ludzi w internecie. Przeszłam przez etapy:
-silnych wibracji
-wirowania
-silnego napierania członków
Dodatek nagrany 30 min później:
Dobrze...Kiedy się dowiedziałam,że jest coś dziwnego... kiedy w pewnym momencie poczułam, że moje ręce się unoszą. Że koc spada z moich ramion mimo, że obudziłam się w  tej samej pozycji, moje ciało fizyczne się nie zmieniło, moje ciało astralne się podnosiło. I wtedy, kiedy moje ręce się oddzieliły i podniosły i poczułam lekkość, pomyślałam "Kurde, teraz muszę odczepić nogi" i poszły nogi przy pięknym świetle lamy, na którą patrzyłam,a za nogami poszedł tyłek, plecy a na końcu głowa.  I myślę, że na prawdę wyszłam z ciała"

W tym momencie, 5 h po tym zdarzeniu nadal dobrze pamiętam jego przebieg. To utwierdza mnie w przekonaniu o tym, że nie był to zwykły sen, a realne zdarzenie. Pamiętam je w  taki sam sposób jak np. przebieg wczorajszego dnia- jako wspomnienie. Sen zapominam po ok. 10 min. po przebudzeniu. To zdarzenie zostało zapisane w moim umyśle.
http://www.megapedia.pl/o/oobe-techniki.jpg
tak właśnie to wygląda...
Kolejne wyjście planuję na tę noc. Chcę poznać mojego duchowego przewodnika.
                                             

poniedziałek, 25 maja 2015

Pełna przemiana + niezwykłe doświadczenie związane z czakrami = energia seksualna

Spędziłam kilka dni u mojego chłopaka w warszawie odkrywając niezwykłą moc seksualnej energii, którą właśnie mam zamiar opisać.
To nie jest tak, jak mówią nam media, oj nie. Seks nie jest zły, nie jest brudny ani haniebny.
Jest wyrazem pełnej bliskości, łącznikiem energetycznym dwóch ludzi, jeśli dobrze praktykowany- wyrazem miłości. Ludzie zapomnieli, jak ważny mają przekaźnik energetyczny, jakim jest seks. Uduchowione zbliżenie otworzyło moją czakrę korony i w momencie orgazmu poczułam niezwykle silne uwolnienie energii właśnie z tego ośrodka energetycznego. To było pierwsze tak namacalne doświadczenie z ową czakrą.

Inna ciekawa historia związana z nieskrępowaną energią seksualną opiera się na najwyraźniejszym, najdłuższym shifcie, jakiego doświadczyłam.
Mianowicie doznałam pełnego przemienienia w lisią postać antropomorficzną.
Podczas pieszczot oraz seksu moja lisia natura uwolniła się, ponieważ niezwykle silna energia seksualna "spaliła" barykady mojego logicznego umysłu. Rozkosze cielesne w połączeniu z shiftem tak realnym, że prawie namacalnym dały niezwykle silną mieszankę napełniającą mnie witalną energią. To doświadczenie było wspaniałe.
Osiągnęłam ten stan również dzięki temu, że w końcu powiedziałam Mu o mojej teriantropii. Żelazne okowy tajemnicy zostały zdjęte, a prawda- i w konsekwencji moja natura- potrafiła się zmanifestować.

Powiem jedno:
Jest cudownie!

poniedziałek, 18 maja 2015

Regresja part.2 ELIZA

zrobłam sobie autohipnotyczną  regresję, po uprzednim zbadaniu swoich czakr. Okazało się, że stoję bardzo słabo z moją ogólną energetyką, a większość czakr jest pośrednio lub całościowo zablokowana.
Podróż rozpoczęłam od prośby- chcę odwiedzić to wcielenie, które blokuje czakrę podstawy.
no i cofnęłam się... byłam Elizą, to było już dość dawno po druidzie. To była polska...kiedy to rządziła szlachta.
Okazałam się służącą w domu szlachcica-urzędnika i jego żony. Byłam z wielodzietnej rodziny i zawsze byliśmy biedni. By móc żyć, zaczęłam pracować u tych ludzi od 16 roku życia. Okazało się, że ten urzędnik od 18 roku życia regularnie mnie brutalnie gwałcił.
Poprosiłam o przedstawienie mi pierwszego aktu gwałtu, by móc go przepracować. Podczas obserwowania tej sceny moje serce biło bardzo mocno i szybko- ale było to potrzebne.
Następnie udałam się do sceny, kiedy to jego żona go nakryła i...skopała mnie za to, że on mnie gwałcił.
Niedługo po tym wyrzucili mnie, a okazało się, że jestem z nim w ciąży. 
 miałam 25 lat
 Ja nie miałam nic do zaoferowania, całe życie pracowałam jako służąca, na karku dziecko... nie pozostawało mi nic innego, jak tylko pracowała jako prostytutka. 
wieku 40 lat chorowałam na śmiertelną chorobę
może HIV...nie wiem
wiem tylko, że w tym wieku  już umierałam, a moje ciało było słabe i trwało w ciągłym bólu.
moja córka, Krystina była przy mnie. Miała na sobie łachmany. Pracowała jako służąca.
umarłam w bólu i smutku

Życie Elizy miało duży wpływ na moje podświadome lęki związane z gwałtem oraz częsta niemożność osiągnięcia przyjemności seksualnej. Wpłynęło na ciągłe obwinianie się, brak wiary w siebie, lęk. Gdy wybaczyłam sobie i swoim oprawcom, poczułam, jak kołtuny energetyczne w czakrze podstawy i krzyża rozplątują się.
Oczywiście to nie rozwiązuje wszystkich moich problemów, które jeszcze mam, ale już w tym momencie widzę znaczą poprawę samooceny, poczucia atrakcyjności, oraz zmniejszenia kompleksów. 
Życie Elizy zostało przeze mnie zaakceptowane, a stare rany zagojone. Nie muszę już trzymać do nikogo żalu o to, co się stało. Jestem wolną jednostką!
http://www.lisak.net.pl/blog/wp-content/uploads/2013/08/G.-LESLIE.jpg

piątek, 15 maja 2015

Aury na szkoleniu

Wczoraj będąc na szkoleniu kwalifikacyjnym doznałam niezwykłej rzeczy.
Zazwyczaj ciężko mi było zobaczyć swoją aurę, a jak już coś widziałam, to jedynie białą powłokę-kontur ciała astralnego- bez barw.
Stało się tak, że w pewnym momencie zaczęłam widzieć nad głową prowadzącego pewną niebieskawą poświatę, która rozmywała się podczas ruchu gałek ocznych. Zrozumiałam wtedy, że to są wspaniałe warunki na to, by poćwiczyć  umiejętność postrzegania aury.
Prowadzącemu mogłam się wydać rozmarzona lub zapatrzona w jego postać. Było tak-ale bynajmniej nie z powodu jego urody:D
W pewnym momencie coś się zaczęło dziać z jego kolorami- z czubka głowy zaczęła rozprzestrzeniać się czerwona poświata, podczas gdy z reszty głody, szyi i tułowia nadal wypływała niebieskawa barwa.
Jednego Uczestnika szkolenia również nie ominęła dogłębna obserwacja. U niego widziałam nad głową bardzo wyraźną i mocno zarysowaną aurę ciała astralnego, lecz koloru u niego się nie doszukałam.
Kolejni uczestnicy również "świecili"swoimi aurami astralnymi..
Nie mogłam się uwolnić od aur, nie potrafiłam zaprzestać ich widzenia. Być może to był flashback z wcielenia Drudia, w którym, jak się dowiedziałam, dzięki wypadkowi otrzymałam niezwykłe zdolności.

Doświadczenie to dodało mi wiary w moje szanse na nauczenie się postrzegania aury- coś, co wydawało mi się trudne. Takie spontaniczne "akcje" ładują akumulator i dodają siły i ambicji do dalszej pracy!

poniedziałek, 11 maja 2015

Regresja Part.1 DRUID

Czas poeksperymentować z autohipnozą regresyjną.
Nie wiem jak i OD czego zacząć, bo wszystko jest niezwykłe.. może zacznę po prostu od początku.
Nagranie, którego słuchałam bardzo dobrze wprowadzało w stan hipnozy i już po 15 minutach znajdowałam się w bardzo głębokim transie, tak, by w momencie odwiedzenia poprzedniego życia nie czuć ciała obecnego.
Moja prośba brzmiała"chcę odwiedzić wcielenie, które najbardziej wpłynęło na moją duchowość."
Pojechałam windą w dół.
Wysiadłam. Zrobiłam kilka kroków.
Znalazłam się na dziedzińcu pięknego zamku. Rozglądnęłam się, gdzieś z oddali grała skoczna, średniowieczna muzyka, wiał ciepły wiatr, to musiały być letnie miesiące. Spojrzałam w dół, miałam na sobie dziwne trzewiki, następnie wedle poleceń prowadzącej zaczęłam studiować swoją osobę.
Byłam mężczyzną, starym, pomarszczonym człowiekiem z długą, siwą brodą. Musiałam mieć ponad 80 lat.
Mimo wieku ciało miałam szczupłe, ale mocne i silne. Nosiłam zwiewną, prostą szatę w kolorze fioletowym.
Niezwykłym uczuciem było dotykać swoją twarz i czuć, jak jest pomarszczona...
Niestety, nie mogłam kontynuować wizji, ponieważ wytrąciły mnie z tego stanu wibracje dzwoniącego telefonu. Mimo to postanowiłam poszukać informacji opierając się tym, co zobaczyłam.
Najpierw zapytałam wahadła o lokalizację. Pytałam o Anglię, Irlandię, Szkocję. Odpowiedziało na tak dla tego ostatniego.
Okazało się, że zamki szkockie pasują do wyglądu tego z mojej wizji...
Pytałam wahadło, czy byłam niezależnym druidem, odpowiedziało, że tak.
To by wyjaśniało moją orientację duchową skierowaną na naturę.
Moją potrzebę tworzenia amuletów, wiarę w energię natury i żywiołów...
Na tym jednak poprzestanę.
.17.05.2015
Uzupełniam posta o nowe doznania regresyjne- i myślę, że jak narazie nie mam już potrzeby wracać do tego wcielenia.
Tym razem trafiłam do lasu liściastego. Miał on trochę iglaków, ale głównie był liściasy. Bardzo piękny, tajemniczy, ze sporą ilością brzóz. Mieszkałam w jakiejś hacie z gałęzi, ocieplanej mchem i runem owczym. Generalnie pustelniczo. To był mój dom, ale nie mieszkałam tam sama. Zbierałam jakieś zioła(w sumie to zbierałem....cofnęłam się do tego starego druida), a przy chacie kręciła się jakaś piękna, młoda kobieta o brązowych, falowanych włosach. Gdy patrzyłam na nią to czułam miłość i ciepło. Gdzieś indziej krzątał się mężczyzna. Miał też brązowe włosy, lokowane. Wszyscy byliśmy w białych szatach, przewiązanych sznurem. <koniec sceny>
W kolejnej przeszłam obok zagrody kóz i medytowałam pod brzozą.

Następnie był przeskok do sceny, w której mieliśmy coś w stylu zlotu druidów na obrzędy.
Płonęło ogromne ognisko. Widziałam, jak w okrąg tego światła wchodziły postaci  druidów w różnym wieku ubranych w identyczne, białe szaty. Wszyscy złapaliśmy się za dłonie. Po lewej miałam młodego mężczyznę z poprzedniej wizji, po prawej znajomą kobietę. Patrząc na nią czułam miłość- również pod kątem seksualnym (fuj!przecież byłam dziadem a ona miała ok.20 lat!-cóż druids free love :P)
Zaczęliśmy iść w stronę wskazówek zegara, wokół ogniska, coraz szybciej,wydając jakieś dziwne, mantryczne dźwięki , aż w pewnym momencie puściliśmy się, by wykonać jakiś dziękczynny ruch i wtedy energia z tego ognia uderzyła mnie w serce, zemdlałam. Pamiętam, jak mnie cucili wodą z glinianej misy przy tym ognisku, które już płonęło słabiej.
Później przeleciałam te życie w tył, zatrzymałam się na momencie, gdy byłam małym chłopcem 
Miałam kręcone, brązowe włosy(znowu!?), byłam ruchliwa i szczupła.
Dowiedziałam się, jak zdobyłam "nadprzyrodzone" moce,  które pozwoliły mi na manipulacje energią i intuicyjną pracę z nią w postaci druida- oraz w tym życiu.
miałam może...8-10 lat
moi rodzice bylli hodowcami owiec, jak wielu szkotów. Chcą się pobawić wbiegłam na pole, gdzie pasły się te zwierzęta. Będąc na pastwisku zaatakował mnie rozwścieczony kozioł. Dostałam z kopyta w głowę.S
traciłam przytomność, a gdy się obudziłam, nad głowami moich rodziców widziałam aury.<koniec sceny>
a umarłam w tym życiu w przyjemny sposób- w hacie z badyli, przy mojej kochanej młodocianej, na łóżku, w  przyjemnej, cichej atmosferze.
Przyjemne życie :3

środa, 6 maja 2015

Leśny Shift

Dzisiaj pojechałam pomedytować do lasu. Mamy piękne lasy liściaste na pomorzu...
A teraz, gdy wszystko kwitnie, aż żal siedzieć w domu.
Dość długo krążyłam w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca do medytacji- aż w końcu znalazłam. Skrawek terenu wydawał się emanować energią, którą postanowiłam wykorzystać.
Ciekawe jest, że miejsca, które określam jako naładowane energetycznie prawie zawsze noszą ślady obecności człowieka. W tym przypadku była to głęboka wyrwa w ziemi okolona balami- najwyraźniej pozostałości jakiejś ziemianki.
Zasiadłam na skarpie i zaczęłam medytować wśród wspaniałych dźwięków natury.
No i przyszedł- Shift.
Otworzyłam oczy. W tym momencie nie były ludzkie, były lisie...tak, lisie....tak mi się wydaje.
Poczułam puszysty ogon i pazury. Z pozycji siedzącej przeszłam na lekkie przykuc, poczułam, jak mięśnie grają pod moją skórą przy ruchu łopatek. Niezwykłe uczucie. Rozejrzałam się. Wszystko było tak niezwykle wyraźne.
Bez zastanowienia, bez problemu, cienia strachu i wahania wskoczyłam na drzewo. Wdrapałam się na wyższe konary i usiadłam opierając się o pień. Czułam jedność z naturą, ufałam temu drzewu.

I shift minął...
Dlaczego one są tak krótkie?
Chciałabym, by trwał trochę dłużej.
Stan zezwierzęcenia jest niezwykle komfortowy. Naturalny. Domowy...
Nie wiem, jak inaczej mogłabym to nazwać.
Muszę pracować nad tym, by móc wydłużać shifty, albo przynajmniej móc je świadomie wywoływać.
Nie ma nic przyjemniejszego dla terianina niż shift...
Rowerem szybko i cicho przemierzam las...

poniedziałek, 4 maja 2015

Telekineza dzień 3 + rytuał magiczny

Jednorazowa próba ćwiczeniowa to max. 20 min. Moje siły mentalne nie są w stanie (wg.zaleceń)pracować na tak wysokich obrotach 1h. na raz.
Nie ma się co przejmować, ważna jest regularność i zaangażowanie.
Dziś znów ćwiczyłam z igłą na wodzie. Wczoraj nie miałam prawie żadnych rezultatów, to nie był dobry dzień.
A więc dziś się zmieniło?
Wydaje mi się, że wprowadzałam igłę jak i wodę w drgania.
Nie opierałam się o stół, a więc fizycznie nie byłam w stanie go poruszyć.
Znając uczucie "tunelu" energetycznego między przedmiotem a mną, wiedziałam, że moment, gdy osiągnęłam absurdalnie wysokie skupienie i nić między moim 3 okiem a szpilką, to ten, gdy należy zacząć pchać.
No i chyba się udało.
Piszę "chyba", ponieważ ruch szpilki nie był imponująco wyraźny.
Powinnam to kamerować, ale nie mam czym, muszę zdać się na własne odczucia. A co teraz czuję?
Przede wszystkim "wyekspoatowane" 3 oko. Czuję, że jakaś energia się uwolniła, ale nie jest to taki "boom" jak za pierwszym razem- ale to też nie jest ważne- ważne, że TO czuję.

Powtórzę za jakiś czas sesję 20 minutową, tak, by dziennie ćwiczyć min. 30 minut.
Dziś idę na koncert masoński, 30 second to mars, jestem ciekawa, nigdy jeszcze nie byłam na tak dużym wydarzeniu muzycznym.

Rozpoczęłam też ćwiczenia z PSI ballami, by uczyć się wizualizacji i pracy z energią(zagęszczania jej). Pomoże mi to z pewnością w telekinezie oraz współpracy z wahadełkiem.

Peace!

PS.Ah no...
Wykonałam również rytuał napełniający energią 4 żywiołów amulet ochronny. Zwykła, podstawowa procedura magiczna...której de facto nie mogłam wcześniej zweryfikować...do czasu, gdy poznałam wahadło.
Oczyściłam przedmiot z szelkich energii wodą z solą i nastawiłam nad niego wahadło. Nie obracało się- a więc nie posiadało energii.
Po rytualne znów powtórzyłam tę czynność i co ciekawe- wirowało. Wnioskuję, że rytuał zakończył się sukcesem!
Amulet ochronny. Każdy z jego składników symbolizuje inny żywioł

sobota, 2 maja 2015

Telekineza!

Pierwsze moje poważne ćwiczenia przyniosły niezwykłe rezultaty... czyżbym miała dar łatwości w pracy z energiami?
Wierzę w telekinezę, a więc tutaj nie było trudności w wyperswadowaniu swojej podświadomości jej istnienia, dlatego ten pierwszy, ale niezwykle ważny krok miałam już za sobą.
Zaczęłam od czegoś prostego- zwisającej nitki.
Próbowałam nią poruszyć i owszem, wykazywała jakieś mikro ruchy, jednak nie byłam przekonana co do prawdziwości tego doświadczenia- nitka mogła być poruszana przez prądy powietrza.

Dlatego zawiesiłam moje wahadło.
Niestety, ono również wykazywało ciągłe ruchy... być może z racji swojego przeznaczenia i właściwości energetycznych kryształu górskiego, a może znów-prądy powierza delikatnie nim poruszały. Nie wzięłam tego badania za wiarygodne.

W końcu postanowiłam spróbować z igłą na wodzie.
Nalałam 2/3 wody do dużego kubka i ustawiłam igłę tak, by się nań unosiła
oto, na czym ćwiczyłam
 Bardzo pomocny do weryfikacji ruchów igły okazał się cień, który rzucała na dno.
Poczekałam, aż igła znieruchomieje. Upewniłam się, co do odległości, z jaką muszę trzymać twarz, by nie poruszać igły powietrzem wydychanym z nosa...i zaczęłam.
Najpierw silnie się w nią wpatrywałam wyobrażając sobie, jak pcham główkę szpilki ciepłą energią tak, by zaczęła się obracać. MYŚLAŁAM o tym, że ją poruszam...no właśnie, myślałam.... i nie poruszała się. Zaczęłam skupiać się jeszcze silniej...i myśli odeszły, a pojawiło się uczucie- uczucie poruszania. Czułam, że pcham główkę igły, miałam wrażenie, że popycham ją ciepłą energią, która została wysyłana z 3 oka. A igła zaczęła się delikatnie poruszać- widziałam to po cieniu. Zaczęłam intensywnie sie pocić...na całym ciele-tak silne było moje skupienie.Ustawiłam ją do pionu i już dalej nie mogłam, odskoczyłam, przerwałam kontakt. Poczułam rozluźnienie na poziomie 3 oka.
Głowa zaczęła mnie boleć, czarka 3 oka uwolniła niezwykłe pokłady energii. Byłam niezwykle zmęczona.
Mój pierwszy kontakt z telekinezą przyniosła niezwykłe rezultaty. Upewniła mnie, że to isnieje, że to jest realne... a przede wszystkim potrafię...!

Próba z wahadełkiem nr.1

Postanowiłam dziś wypróbować swoje umiejętności z wahadełkiem. Wczoraj przeczytałam sporo artykułów na ten temat, dlatego mimo, iż była to pierwsza w życiu próba, mniej więcej wiedziałam ja się za to zabrać. Użyłam kryształu górskiego zawiązanego na nitce.
Najpierw oczyściłam go z nagromadzonych energii stukając nim o róg stołu i mówiąc" wyrzucam z Ciebie wszystkie wibracje". Następnie przystąpiłam do kilku pytań kontrolnych. Zadałam oczywiste, na które znam pytania typu "czy mam dredy", "czy jem mięso" itd. Zestaw pytań dobrałam tak, by wahadło kręciło się na "NIE" i na "TAK". Zdało wszystkie próby bezbłędnie.
Gdy nabrałam zaufania zaczęłam zadawać pytania związane z moją rzekomą teriantropią. Oto trop, którym poszłam:
Czy jestem terianką- TAK
Czy moim teriotypem jest wilk-NIE
Czy moim teriotypem jest lis-NIE ( miałam w głowie lisa pospolitego)
lekko skonfudowana postanowiłam zadać bardziej ogólne pytanie
Czy moim teriotypem jest psowaty?- TAK
Czy mój teriotyp zamieszkuje europę?- TAK

Przerwałam w tym momencie sesję i zasiadłam do komputera. Wpisałam w wyszukiwarkę "psowate" i na wikipedii otworzylam pełen spis gatunków z tejże rodziny.
Postanowiłam sprecyzować moje pytania posiłkując się owym spisem.
Czy mój teriotyp wywodzi się z plemienia Canini?(psy) -NIE
jaki korsak jest, każdy widzi...
Czy mój teriotyp wywodzi się z plemienia Vulpini?(lisy)- TAK

Okeeej... a więc patrzę, jakie rodzaje są włączone do tego plemienia. Jest to Vulpes i Urocyon. A więc pytam:
Czy mój teriotyp wywodzi się z rodzaju Vulpes?- TAK
i dla pewności:
Czy mój teriotyp wywodzi się z rodzaju Urocyon?- NIE

A więc otwieram zakładkę "Vulpes", w której znajduje się aż 12 gatunków lisów. Nie otwierałam żadnej z tych zakładek, by nie patrzeć na to, jak wyglądają- nie chciałam wpłynąć na odpowiedź podświadomie kierując się estetyką!
Zadawałam pytanie "czy jestem xxx" dla każdego z owych gatunków. Wahadełko kręciło się na "TAK" jedynie dla lisa stepowego Korsaka(Zapytałam o niego 4 razy, zawsze "tak")
Otworzyłam zakładkę z nim związaną. Co się okazało? Zamieszkuje między innymi tereny europejskie. Jako jedyny psowaty potrafi dobrze chodzić po drzewach(co uwielbiam), prowadzi nocny tryb życia, dobrze się czuje na terenie podgórzystym, gdzie występuje dużo skał i drzewa liściaste.(na takim terenie czuję się najlepiej)

Pierwsza sesja z wahadłem przyniosła ciekawe wyniki, nie traktuję ich jednak jako pewnik. Muszę powtórzyć kilkukrotnie badanie, oraz zainteresować się owym zwierzęciem. Być może to jest mój teriotyp....
Zaskoczyła mnie również łatwość w posługiwaniu się wahadłem, niezwykłe było dla mnie to, że po zadaniu pytania, nie wykonując żadnych zauważalnych i świadomych ruchów dłonią kryształ mi odpowiadał. Podobno nie każdy potrafi się nim posługiwać, ponieważ nie każdy potrafi manipulować swoją własną energią w sposób ukierunkowany i świadomy celu.  Bardzo mnie to cieszy, ponieważ już od dość długiego czasu konsekwentnie ćwiczę umiejętność posługiwania się energią oraz nawiązuję kontakt ze swoją podświadomością, co przynosi efekty.


piątek, 1 maja 2015

tak między wierszami

Pada deszcz... Zwierz się nudzi....
To chyba dobry czas na to, by  hipnotycznie wybrać się w odmęty własnej podświadomości .



Nocne Zwierzę

Wczoraj wybrałam się na nocną eskapadę do lasu.

Moje głęboko drzemiące zwierzęce instynkty miały szansę się zamanifestować... I znów to fantomowe wrażenie obcych części ciała jak łapy, ogon czy pysk.
Teriantropia jest znana od wieków, w porządku, jest to możliwe... ale czuję się zdezorientowana. Dlaczego? Nie mam pojęcia, jaki jest mój teriotyp. Ok, wiem, że coś psowatego, drapieżnego, ale co? Wilk? Lis?
Ogon puchaty jak u wilka i lisa, łapy z pazurami- to samo, wydłużony pysk.
Co do mojego zachowania...jestem ciekawska, ale ostrożna. Wczoraj taka byłam.

Gdy zachodzi słońce, zaczynam biec...
Na eskapadzie dotarłam do magazynów położonych na skraju pomorskiego parku krajobrazowego. Podeszłam cicho, mój słuch wyostrzył się, płuca napełniały powietrzem, serce pompowało krew przesyconą adrenaliną. Stanęłam przy zniszczonym płocie i nasłuchiwałam. Cisza. Przeskoczyłam nad wyrwą i to był błąd, ponieważ piach osunął się spod stóp zdradzając moje położenie... ktoś za betonowym płotem wstał i ruszył wprost na mnie. Zerwałam się do szaleńczego biegu, czułam jak moja sierść faluje, jak fantomowe pazury grabią ziemię... Ten impuls był mi potrzebny, by poczuć się w pewnym sensie sobą. Wskoczyłam między drzewa, które okryły mnie bezpiecznym mrokiem. Przykucnęłam. Obserwowałam magazyny. Delektowałam się ciszą. Zatapiałam się w nieposkromionej dzikości. To właśnie jest moja zwierzęcość...
Nie będę zagłębiać się w szczegóły związane z odczuciami, ponieważ zwykły czytelnik ich nie zrozumie. Myślę, że z podobnymi tendencjami trzeba się po prostu urodzić.
Nie robię niczego na pokaz, o nie... piszę to, bo chcę, by ten blog był moją mapą. Zapisem siebie, która pozwoli mi jasno określić swój kierunek.
Może ktoś wartościowy to przeczyta, może się odezwie, kogoś podobnego poznam.
Nie wierzę w przypadki, gdy ma się jasno określony cel.

czwartek, 30 kwietnia 2015

Pierwszy post...a więc po co to wszystko?

Witaj!

Ten blog jest mapą.

Prowadzi mnie przez zakamarki mojej duszy i umysłu.

Pozwoli zorientować się, w którym kierunku płynę.
Bo jesteśmy podróżnikami, duszami, które płyną przez bezkres....

Czy coś z tego wyniesiesz? Być może, nie wiem....
Wiem natomiast jedno- nie znalazłeś się tu przypadkiem.

A więc... Keep calm and read