środa, 6 maja 2015

Leśny Shift

Dzisiaj pojechałam pomedytować do lasu. Mamy piękne lasy liściaste na pomorzu...
A teraz, gdy wszystko kwitnie, aż żal siedzieć w domu.
Dość długo krążyłam w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca do medytacji- aż w końcu znalazłam. Skrawek terenu wydawał się emanować energią, którą postanowiłam wykorzystać.
Ciekawe jest, że miejsca, które określam jako naładowane energetycznie prawie zawsze noszą ślady obecności człowieka. W tym przypadku była to głęboka wyrwa w ziemi okolona balami- najwyraźniej pozostałości jakiejś ziemianki.
Zasiadłam na skarpie i zaczęłam medytować wśród wspaniałych dźwięków natury.
No i przyszedł- Shift.
Otworzyłam oczy. W tym momencie nie były ludzkie, były lisie...tak, lisie....tak mi się wydaje.
Poczułam puszysty ogon i pazury. Z pozycji siedzącej przeszłam na lekkie przykuc, poczułam, jak mięśnie grają pod moją skórą przy ruchu łopatek. Niezwykłe uczucie. Rozejrzałam się. Wszystko było tak niezwykle wyraźne.
Bez zastanowienia, bez problemu, cienia strachu i wahania wskoczyłam na drzewo. Wdrapałam się na wyższe konary i usiadłam opierając się o pień. Czułam jedność z naturą, ufałam temu drzewu.

I shift minął...
Dlaczego one są tak krótkie?
Chciałabym, by trwał trochę dłużej.
Stan zezwierzęcenia jest niezwykle komfortowy. Naturalny. Domowy...
Nie wiem, jak inaczej mogłabym to nazwać.
Muszę pracować nad tym, by móc wydłużać shifty, albo przynajmniej móc je świadomie wywoływać.
Nie ma nic przyjemniejszego dla terianina niż shift...
Rowerem szybko i cicho przemierzam las...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz